Antygwałty, kapciochy, buty, których nienawidzą faceci. Już wiecie o czym mowa? Emu, Uggi- w które lepiej zainwestować, które lepiej się nosi, które są lepsze? Odpowiedzi znajdziecie w dzisiejszym poście. Myślę, że jako posiadaczka ponad 10 par mogę coś na ten temat powiedzieć.
![]()
Powyżej możecie zobaczyć kilka nowszych modeli (najstarszy sprzed 2 lat). Jak widzicie, w naszej kolekcji dominuje rozmiar LO, bo najlepiej pasuje do naszej sylwetki. Większość z tych butów to Stingery, czyli modele z podwójną warstwą skóry (zewnętrzna i wewnętrzna z futrem).
Swoją przygodę z Emu zaczęłam jakieś 5 lat temu, kiedy nie były aż tak popularne jak są teraz. Pierwszy model, który kupiłam, to Bronte Hi. Przez trzy lata pod rząd kupowałam kolejną parę (najpierw czekoladowe, później karmelowe, a jeszcze później czarne). Kolejny minus za to, że bardzo szybko się brudzą (w każdym kolorze) i szybko tracą kształt. Przy intensywnym noszeniu, jedna para butów starczyła mi na jeden sezon, a po tym czasie rozmiar 39 był rozciągnięty do rozmiaru 45, a palce wystawały mi za podeszwę. Rok temu kupiłam wersję krótszą, Lo i z nimi taka sama sytuacja. Cieszę się, że już ich nie produkują, bo zdecydowanie ich nie polecam!
![6679721323_a25d416f38_b]()
![8415587290_fa8a7a45ae_b]()
Po testowaniu wersji Bronte przyszedł czas na zakup modelu Stinger. Pierwszą parę tego modelu w rozmiarze Lo kupiłam na wyprzedaży po zimie (to właśnie wtedy najbardziej się opłaca je kupować). Moje szare mają już ponad rok i nadal są w świetnym stanie. Jednak nie wiem, czy też tak macie, ale mam wrażenie, jakby wełna w środku z czasem straciła swoje właściwości.
Niedawno trafiła do mnie kolejna para Stingerów, ale w dłuższej wersji Hi. Świetnie się sprawdza w ekstremalne mrozy! Ten model polecam jednak brać o rozmiar mniejsze, niż nosicie inne buty.
Pod koniec ubiegłego roku odkryłam Uggsy. Choć nie chcę ich jeszcze za bardzo wychwalać, bo przeszły niecałą zimę, to coś czuję, że to będzie mój hit. Są dużo zgrabniejsze od Emu (jeśli można tak powiedzieć o tym typie butów), mają porządniejszą podeszwę i milsze futerko. Dodatkowy plus dla Uggów należy się za to, że z powodzeniem mogę je założyć na bosą stopę (przy Emu miałam odciski przez szew na pięcie). Zarówno ja, jak i Zuza po przerzuceniu się z Emu na Uggsy zauważyłyśmy różnicę w chodzeniu w nich, różnica polega prawdopodobnie na tym, że Uggsy mają mniejszą cholewkę, dzięki czemu wcześniej się odcinają. Polecam kupować je na przecenach, bo często trafiają się atrakcyjne zniżki.
PODSUMOWUJĄC, gdybym stanęła przed wyborem EMU czy UGGsy to postawiłabym na Emu (tylko w wersji Stinger!), albo na UGGsy (ale upolowane na korzystnej promocji). Osobiście uważam, że pomiędzy tymi butami nie ma jakichś ogromnych różnic.
Co do pielęgnacji Emu i Uggów to polecam najzwyklejszy impregnat do zamszu, a do czyszczenie zwykłą szczotkę z szorstkim włosiem. Ja każdą swoją parę psikam przed i po sezonie zimowym. Warto też po zimie pochować swoje buty w kartony i wypchać papierami (mój patent na wersję Hi to gazety:)), żeby następnej zimy nie straciły kształtu.
Nie polecam kupowania podróbek. Są wykonane ze sztucznego tworzywa, przez co nasze stopy się pocą, a buty nie chronią nas przed zimnem. Dodatkowo, są strasznie nietrwałe i już po kilku założeniach strasznie się niszczą i powstaje znany nam z ulic widok, gdy pięta idzie koło buta:). Sprawdzone sklepy, w których zamawiałam Emu to
schaffashoes.pl i
ebuty.pl.